Rok 2016 okazał się być ostatnim w bogatej historii Spółdzielni Pracy Rękodzieła Artystycznego „BURSZTYNY”. Po jej likwidacji, teren, który zajmowała we Wrzeszczu przy ul. Kochanowskiego 41 został sprzedany, nowy właściciel zdecydował o wyburzeniu wszystkich zabudowań, w których mieściła się jej siedziba, mająca ponad stuletnią historię.
Pierwotnie był tu zakład Brunona Reicha, po wyzwoleniu Gdańska w 1945 r. na krótko zadomowiła się tu firma „Witold Bobowski i S-ka”. A od 1948 r. rozpoczęła już działalność Wytwórnia Wyrobów Bursztynowych, by po pewnym czasie zmienić nazwę na SPRA „Bursztyny”.
Fakt całkowitej likwidacji „ Bursztynów” nie dla wszystkich okazał się obojętny. Gdańskie Muzeum Bursztynu podjęło różnorodne działania, by jak najwięcej ocalić z dorobku spółdzielni . Również poniższy tekst powstał z inicjatywy kierownik muzeum, Pani Joanny Grążawskiej. Oczywiście w jakimś stopniu jest on subiektywny i obciążony bagażem minionych 40 lat piszącego go.
Z „Bursztynami” związałem się 2 marca 1977 roku, lata tam spędzone w dużej mierze ukształtowały mnie zawodowo, tam spotkałem wielu pasjonatów, od nich czerpałem wiedzę teoretyczną i praktyczną ale przede wszystkim nauczyłem się szacunku dla Bursztynu.
Należy pamiętać, że „Bursztyny” były wówczas nie tylko największym i najbardziej rozpoznawalnym zakładem zajmującym się przetwórstwem surowca bursztynowego w Polsce, były również uznaną i wiodącą marką w Europie i świecie. Za tym szyldem stała gwarancja jakości surowca i wykonanych wyrobów. Do rzadkości nie należały wizyty w jej siedzibie oficjalnych, zagranicznych delegacji państwowych odwiedzających Polskę. Spółdzielnia ma również swój udział w dzisiejszym postrzeganiu Gdańska przez pryzmat bursztynu.
Organizacja/ Produkcja / Zbyt
Ówczesne „Bursztyny” to zakład dobrze zorganizowany, zatrudniający około 80 osób, w zdecydowanej większości kobiet, zajmujący dwa budynki połączone ze sobą. Ten pierwotny – „stary”, w którym oprócz pomieszczeń biurowych mieściła się cała linia obróbki bursztynu, oraz nowy, z działem jubilerskim, magazynem głównym, skupem bursztynu i pomieszczeniami socjalnymi dla pracowników. Prezesem zarządu od początku powojennej historii był Ryszard Piątkowski. Osobą odpowiedzialną za organizację i koordynację całej produkcji, była pani Hildegarda Darga, piastująca stanowisko kierownika produkcji, związana z „Bursztynami” również od 1948 roku. Z perspektywy lat, mogę stwierdzić, że była to postać kluczowa w strukturze zakładu.
Cykl produkcyjny – cała produkcja odbywała się w systemie akordowym – zaczynał się od „Sortowni”, gdzie surowiec był segregowany zgodnie z ewentualnym przeznaczeniem i poprzez „Rozdzielnię” trafiał do dalszej obróbki.
Główna hala zajmowała większą część pierwszego piętra. Usytuowane były tu stanowiska do ręcznego toczenia, cięcia, szlifowania i polerowania bursztynu również dla rzeźbiących w bursztynie oraz kontrola jakości.
W innych, osobnych pomieszczeniach , rozlokowano pozostałe działy obróbki:
„Fasetownia” – tu odbywało się ręczne szlifowanie, ukośnych względem siebie płaszczyzn na ukształtowanych już częściowo formach – analogicznie jak w przypadku kamieni szlachetnych. Obróbce tej poddawany był bursztyn przezroczysty, dzięki temu uzyskiwano i eksponowano dodatkową grę światła w jego wnętrzu.
„Palenie” – to trzy piece, w których na tacach z piaskiem odbywało się wygrzewanie bursztynu.
Miało ono na celu uzyskanie odpowiedniego koloru i odcieni np. „koniak”, „wiśnia” oraz „łusek” w jego wnętrzu. Decydował o tym czas i temperatura, w której przebywał bursztyn. Były to jedyne stosowane zabiegi, poprawiania surowca.
„Prasowanie bursztynu” mieściło się na pograniczu starego i nowego budynku. Centralnym punktem był wpuszczony w głąb posadzki piec oraz dwie prasy. Uzyskiwano bursztyn w formie „lasek” o różnej średnicy lub płytek, w kolorystyce brązowo-wiśniowej z charakterystycznymi, ciemniejszymi smugami lekko przepuszczający światło. Pod koniec lat osiemdziesiątych, Roman Łysoń pełniący funkcję technologa, podejmował próby barwienia na różne kolory (czerwony, zielony, czarny, kość słoniowa) bursztynu prasowanego i wprowadzania go do produkcji.
Pozostałe działy to: mechaniczna obróbka surowca, produkcja kamieni wymiarowych oraz „Nawlekarnia”, gdzie dobierano i nawlekano gotowe półfabrykaty bursztynowe pod względem kształtu, wielkości i barwy oraz przeznaczenia, tworząc pełną gamę biżuterii bursztynowej. Do tej czynności, spółdzielnia zatrudniała również nakładców. W trakcie produkcji, każda partia obrobionego surowca była poddana kontroli jakości. Dotyczyło to nie tylko gotowych wyrobów ale też półfabrykatów.
Atutem działu bursztynowego była stabilność i wszechstronność pracowników, większość z nich mogła i była z powodzeniem przesuwana na inne, w zależności od aktualnych potrzeb, stanowiska. Takim „omnibusem bursztynowym” był bez wątpienia Ryszard Budnik. Na miejsca odchodzących pracowników przyjmowano nowych, już ukształtowanych fachowców, bądź ich przyuczano. Ilość wykwalifikowanych bursztynników jak i jubilerów funkcjonujących na rynku pracy była wówczas mocno ograniczona.
Drugim, z czasem podstawowym działem spółdzielni, był dział jubilerski, liczący około 15 osób, również w zdecydowanej większości kobiet. Tu jeszcze na początku lat osiemdziesiątych powstawała ręcznie wykonywana biżuteria srebrna z bursztynem, w oparciu o własne, dostosowane do możliwości wykonawczych, wzornictwo. Każdy pracownik miał przypisany swój numer i był zobowiązany do wybicia go na wyrobie. Ułatwiało to identyfikację na wypadek ewentualnej reklamacji. Dlatego na wyrobach „Bursztynów” spotykamy obok imiennika firmowego (wpisane w trójkąt trzy litery – WWB) i państwowej cechy probierczej, wybity numer pracownika, który go wykonał. Zaniechano tego na początku lat osiemdziesiątych, podyktowane było to zminiaturyzowaniem form, wówczas też wprowadzono nowy imiennik, wpisane w prostokąt – G5.
Symbole produkowanych wyrobów były powiązane z asortymentem i oznaczone dodatkowo numerem. Był to kolejny numer wprowadzonego do produkcji wzoru np. P- pierścionki, B- bransolety itd. Obecnie znając symbol produktu, możemy na jego podstawie określić czas powstania danego wzoru.
Dobrze wyposażony park maszyn i obsługujący go ślusarze zabezpieczali niezbędne do produkcji oprzyrządowanie i sprawne jego działanie.
Na krajowym rynku, wyroby spółdzielni można było głównie nabyć w sklepach „Cepelii”, w strukturze której była ona zrzeszona. W tamtym okresie spółdzielnia nie uczestniczyła, jako samoistna firma, w targach czy temu podobnych imprezach wystawienniczych. Pozyskiwaniem odbiorców zagranicznych jak i organizacją eksportu zajmowała się Centrala Handlu Zagranicznego „Coopexim”. „Bursztyny” miały też swoich stałych klientów, którzy osobiście przyjeżdżali do Gdańska, byli to między innymi: Georg Tatera z RFN /Saarbrücken, Soren Fehrn z Danii, J.W. Baer z USA /Nowy Jork.
Surowiec
Bursztyn pochodził z różnych źródeł. Część stanowił import z ZSRR, prowadzono też własny punkt skupu.
Tu należy się wyjaśnienie, „Bursztyny” jak i inne firmy działały w realiach gospodarki centralnie planowanej, realizowały nałożone odgórnie plany produkcji i sprzedaży, dotyczyło to również inwestycji. W dużej mierze surowce były zabezpieczone centralnie i dzielone według rozdzielnika.
W latach 50 tych, spółdzielnia przeżywała kryzys spowodowany brakiem surowca. Zachowując w kilku przypadkach dotychczasowe wzornictwo, bursztyn zastępowano sztuczną żywicą, srebro alpaką. Determinacja pracowników była tak dalece posunięta, że napisano list do przywódców ZSRR z prośbą o bursztyn. Oczywiście list nie został bez odpowiedzi i spółdzielnia otrzymała „ w darze” surowiec. Czy i na ile było to działanie odgórnie zaplanowane i sterowane, mające na celu uzyskać odpowiedni efekt propagandowy, tego nie wiemy.
Przynoszony do skupu surowiec pochodził od tak zwanych „zbieraczy”. Tajemnicą poliszynela było, że jest to tez część „niezagospodarowanego” przez zakłady rzemieślnicze, surowca pochodzącego z nielegalnego wydobycia, które miało i ma niestety miejsce do dnia dzisiejszego. W latach siedemdziesiątych duża część skupowanego surowca była „produktem ubocznym” prowadzonych na wybrzeżu dwóch dużych inwestycji – budowy Portu Północnego i gdańskiej rafinerii. Systematycznego i oficjalnego wydobycia bursztynu nie było. Również ze zrozumiałych względów, nie było „indywidualnych inicjatyw”, sprowadzania surowca z ZSRR. Próby zalegalizowania wydobycia podjęto na początku lat 80-tych, prowadząc rozmowy z osobami z zewnątrz, które były gotowe za uzyskaną zgodę na wydobycie, zabezpieczyć spółdzielni odpowiedni surowiec.
Wzornictwo
W trakcie działań wojennych zakład nie został zniszczony, umożliwiło to w miarę szybkie wznowienie produkcji. Część pracowników stanowiła kadra fachowców przedwojennych. Naturalna więc była w pierwszym okresie, kontynuacja stylistyki wzorniczej oraz stosowanych technologii. Z upływem lat wzory były modyfikowane ale też sukcesywnie poszerzano asortyment. Takie wyroby jak toczone naszyjniki, bransolety nawlekane na gumkach, „hawajki”, itp. również przetrwały do dziś. Uzupełnieniem był asortyment o charakterze czysto pamiątkarskim : cygarniczki, noże do cięcia papieru, małe stateczki, rzeźbione bursztynowe znaki zodiaku, słoniki, koniki morskie, fantazyjne motywy kwiatowo – roślinne. Rzadziej, większe 15 – 30 cm rzeźby przestrzenne. Tak było do końca lat siedemdziesiątych, kiedy to zaprzestano opracowywania nowego wzornictwa bursztynowego.
Duża część projektów biżuterii srebrnej oparta była na elementach pochodzących z wykrojników i montowanych. Dlatego możemy spotkać ten sam element w różnych konfiguracjach. Z tego też względu nie znajdujemy prób kopiowania tych wzorów poza spółdzielnią. Wyjątek stanowiło zaledwie kilka. Do nich możemy zaliczyć np. naszyjnik N-22 , zasada jego konstrukcji stała się wzorem do naśladownictwa dla zdecydowanej większości producentów tak zwanych „unikatów”, nie tylko na wybrzeżu. Znamienne jest to, że obecnie na rynku wtórnym wyroby „Bursztynów” z tamtego okresu należą do rzadkości, zachowało się ich niewiele ! A pod względem artystycznym, nie ustępują one wyrobom ORNO czy Imago Artis.
Kierownikiem artystycznym był Jerzy Sankiewicz – autor większości wzorów biżuterii bursztynowej, srebrnej oraz pierwszych wzorów biżuterii do produkcji odlewanej. W tej ostatniej widać udane próby poszukiwania własnego stylu. Mimo zastosowania w nich nie dużych kaboszonów, bursztyn pozostaje wiodącym elementem.
Średnio rocznie wprowadzano wówczas do produkcji około 20-tu nowych wzorów, zachowując proporcje między tymi do produkcji ręcznej a odlewanej, z czasem te drugie zaczęły dominować. Niestety późniejsze wzornictwo, co jest cechą charakterystyczną również dla biżuterii masowo wytwarzanej w Polsce, to sporo zapożyczeń i utrata indywidualnego charakteru.
Warunkiem dopuszczenia i wdrożenia do produkcji nowego wzoru była akceptacja zewnętrznej, działającej w ramach „Cepelii” Komisji Artystycznej, gdzie wraz ze stosowną dokumentacją trafiał prototyp. Projekty nowych wzorów mogli składać wszyscy pracownicy Spółdzielni, ale wówczas niezbędna była jeszcze dodatkowo akceptacja komisji wewnętrznej.
Rozdział ostatni
Początek lat 90 tych, tak jak dla większości spółdzielni skupionych w Cepelii, również dla „Bursztynów” – to początek ich końca. Wpływ na to miała nie tylko nadchodząca, z przyczyn naturalnych zmiana pokoleniowa. Przez krótki czas wydawało się, że „Bursztyny” są na właściwym torze, a to za sprawą zarządzających wówczas spółdzielnią Andrzeja Meysztowicza i Tadeusza Befingera – ludzi z pasją i wizją. Niestety kolejni szefowie „Bursztynów” rozwiali te nadzieje. Nie czui już specyfiki tej branży i nie rozumieli czym jest proces kontynuacji. Skupienie się tylko na bieżącej działalności, odchodząc od tradycji rękodzieła, co stanowiło siłę „Bursztynów”, przestawienie całej produkcji na masowo odlewaną oraz brak strategii pozyskania bursztynu, były nie tylko utratą tożsamości ale też drogą do upadku.
Powyższy tekst w większości dotyczy lat kiedy nazwa była jeszcze adekwatna do oferty spółdzielni – czyli okresu Bursztynu i Rękodzieła Artystycznego.
Pozostał żal, że ostatnie kierownictwo podejmując decyzję o likwidacji spółdzielni nie zadbało o zabezpieczenie żadnych elementów z jej przeszłości.
Andrzej Adamski